Szymon Marciniak – sędzia-celebryta, „towar eksportowy”, pupilek szefa sędziów Zbigniewa Przesmyckiego i oczko w głowie Zbigniewa Bońka. Już raz w tym sezonie udał się na przymusowy odpoczynek. W hicie 13. kolejki Marciniak uznał bramkę Hamalainena z ewidentnego spalonego, choć oczywiście główną winę poniósł za tę decyzję asystent. Niestety już w kolejnym meczu Marciniak dwukrotnie się skompromitował. W spotkaniu Cracovii z Jagiellonią najpierw nie podyktował rzutu karnego dla gości za rękę Miroslava Covilo, po czym, po dyskusji z asystentem, jednak zdecydował się zmienić zdanie. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie to, że asystent nie mógł dobrze widzieć tej sytuacji, a decyzja została podjęta dzięki długiej dyskusji i zapewne z użyciem sposobów, które nie są dozwolone. W drugiej połowie natomiast Marciniak dał się nabrać na upadek Marcina Budzińskiego i podyktował rzut karny dla Cracovii, w sytuacji w której o przewinieniu nie mogło być mowy.

Oficjalnie oczywiście pauza sędziego nie była karą za słabą postawę, a jedynie odpoczynkiem przed meczem międzypaństwowym, który miał sędziować. Jak widać przerwa trwała zbyt krótko, bo płocki arbiter został wyznaczony do meczu Arki z Jagiellonią i tym razem okradł żółto-niebieskich z punktów w starciu z czołowym zespołem ekstraklasy.


Faul widmo

W 64. minucie Marciniak dopatrzył się faulu Adama Marciniaka na Karolu Świderskim. Zawodnik Jagiellonii mijając obrońcę Arki padł na murawę, a sędzia odgwizdał przewinienie, mimo tego, że asystent – będący zdecydowanie bliżej akcji – nie podniósł chorągiewki w górę. Jak pokazały powtórki, o rzucie wolnym nie mogło być mowy – Świderski teatralnie wyłożył się wykorzystując bliskość przeciwnika. Z rzutu wolnego Vassiljev idealnie dośrodkował na głowę Gutiego i zrobiło się 2:2.

Atak Marciniaka

Oczywiście jeszcze lepszy numer „najlepszy sędzia w Polsce” odstawił 10 minut później. Odgwizdał absurdalny rzut wolny pośredni za rzekome podanie Tadeusza Sochy do Pavelsa Steinborsa. Wydawało się, że sytuacja jest jednoznaczna – jak można mówić o celowości, jeśli obrońca ratując sytuację wybija piłkę spod nóg będącego przed polem karnym rywala? Okazało się jednak, że sytuacja wcale nie była aż tak oczywista. Nie zabrakło osób, które były święcie przekonane, że Marciniak miał rację dyktując rzut wolny. Ba, doszukiwano się celowości zagrania w tym, że rzekomo Tadeusz Socha przed wślizgiem spojrzał w kierunku Pavelsa Steinborsa, i od początku miał zamiar odegrać piłkę do bramkarza.

Jeszcze tego samego dnia pojawił się komentarz Sławomira Stempniewskiego, eksperta Ligi + Extra, który potwierdził, że decyzja sędziego była błędna. Umówmy się, Stempniewski to bardziej maskotka programu i człowiek, który wielokrotnie ośmieszył się zawzięcie broniąc ewidentnych błędów arbitrów, ale skoro on sam od razu stwierdził, że Marciniak się pomylił, świadczyło to o tym, że błąd był duży.

Bardziej zaskakującym komentarzem był ten Zbigniewa Przesmyckiego, który o dziwo tym razem nie bronił swojego podopiecznego, tylko przyznał, że doszło do pomyłki, choć oczywiście zabrakło jakichkolwiek mocnych słów. Co więcej, Przesmycki w rozmowie z Dziennikiem Bałtyckim wyraził niejako zrozumienie dla decyzji Marciniaka powołując się na argument, że:

Wielu, z którymi rozmawiałem, twierdzi, że miał rację.

 Sam Marciniak na drugi dzień po meczu najpierw twierdził, że nawet krzyczał do Steinborsa aby ten nie łapał piłki (!). Jak marne szansę na usłyszenie arbitra miał bramkarz Arki pokazują powtórki. Sędzia był daleko od sytuacji, a tego typu tłumaczenie jako „decyzji, którą podjął Marciniak ciężko nazwać inaczej niż żenującą.

Nie zabrakło też głosów, w tym niektórych kibiców Arki, że błąd popełnił też Steinbors, który niepotrzebnie łapał piłkę i „dał pretekst” do podjęcia takiej a nie innej decyzji. No cóż, ciężko winić bramkarza za to, że zrobił coś, co mógł zrobić w ramach przepisów gry. Ciężko mieć pretensje, że zamiast posłać piłkę w okolice linii środkowej, czy wykopać na aut i w efekcie stracić, zdecydował się ją złapać i na spokojnie rozpocząć kolejną akcję Arki. Zrobił to, bo miał do tego pełne prawo i zrzucanie na niego choćby części odpowiedzialności jest równie absurdalne co decyzja Marciniaka, który zresztą w dzisiejszym wywiadzie w PS po raz kolejny w żenujący sposób odnosi się do tego momentu:

Taki mam styl prowadzenia zawodów, wszyscy piłkarze doskonale o tym wiedzą. Gdyby nie złapał piłki, teraz byśmy nie mieli o czym rozmawiać. A tak, narozrabiał i ja też mam problem.

Co do samej decyzji o podyktowaniu rzutu wolnego, Marciniak nieco później zmienił jednak ton, przyznając w końcu, że po obejrzeniu kilka razy powtórek, zdał sobie sprawę z popełnionego błędu. Co ciekawe, wszyscy broniący wcześniej słuszności decyzji arbitra jakoś dziwnie ucichli.

Zemsta buraka

Koniec poniedziałkowego meczu nie był końcem show rzekomo najlepszego sędziego w Polsce. Wychodząc ze stadionu w kordonie policjantów Marciniak, wobec nieprzychylnych komentarzy, splunął w kierunku kibiców, czym podsumował swój występ.

Do tej sytuacji arbiter też odniósł się następnego dnia w mediach. Przyznał, że owszem, splunął na ziemię, ale „nie w kierunku kibiców”. Nie było też jego zdaniem sensu doszukiwania się w tym geście drugiego dna.

Wobec tego należy chyba sędziemu współczuć, z powodu nadprodukcji śliny, której musi się pozbywać w jakiś niekontrolowany sposób.


Na konferencji prasowej Grzegorz Niciński najpierw nie chciał komentować całej sytuacji, w późniejszej rozmowie z Przeglądem Sportowym stwierdził jednak:

Uważam, że sędzia Szymon Marciniak jest w polskiej lidze bezkarny. Traktuje się go szczególnie - jest ponad trenerami i wszystkimi sędziami. Robi sobie, co chce. Swoją decyzją skrzywdził nas. Jestem ciekaw czy w meczu Real - Borussia, który ostatnio prowadził, też tak by się zachował.

Trudno nie przyznać racji szkoleniowcowi Arki, skoro trzy dni później Marciniak zostaje wyznaczony do prowadzenia meczu Cracovia – Lech. Trudno sobie nie wyobrazić, że gdyby w spotkaniu Arki z Jagiellonią sędzia popełnił taki sam błąd przeciwko drużynie gości, w mediach rozpętałoby się piekło, z Michałem Probierzem i wielokrotnie skrzywdzoną Jagiellonią w rolach głównych. Arce jeszcze w tym sezonie nie zaszkodzono, więc sprawa już jest w zasadzie wyciszona, a arbiter może spokojnie prowadzić kolejny mecz. Do czasu następnego błędu.