Piłkarski poliglota. Dogadałby się pewnie w każdej piłkarskiej szatni, wszak mówi płynnie po angielsku, francusku, niemiecku i... polsku. Od pierwszych chwil w Gdyni uśmiechnięty i otwarty na kolegów z drużyny i kibiców. Nie był taki zawsze. Jak sam mówi, musiał dojrzeć, nauczyć się na własnych błędach. Gdy w wieku 16 lat przychodził do wielkiego Bayernu Monachium zbyt szybko poczuł się „panem piłkarzem”. Jaki jest dzisiaj? Sprawdźcie. Yannick Kakoko w najdłuższym wywiadzie po przyjeździe do Polski.


Do startu ligi dwa tygodnie. Kibice i piłkarze grzeją już silniki. Nie wiemy co siedzi w głowie trenera Nicińskiego, ale z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że zagracie w Katowicach obok siebie z Michałem Nalepą. Obaj uchodzicie za piłkarzy o podobnej charakterystyce. Nie będziecie sobie wzajemnie zabierać boiskowego "powietrza"?

Nie wydaje mi się... Dobrze się dogadujemy, mamy wzajemny szacunek i na pewno nikt z nas nie będzie chciał grać pod siebie. W zależności od sytuacji na boisku, każdy z nas musi być gotowy na obronę i przejście do ataku. Antek Łukasiewicz, Michał, ja i inni musimy być gotowi przed każdym meczem, by dać z siebie wszystko.  Trener na pewno nakreśli odpowiednią taktykę na ten mecz. Co do Michała. Ma wielki potencjał. Jeśli go wykorzysta to może osiągnąć w futbolu bardzo dużo.

Czujesz już podekscytowanie przed startem ligi? Kibice nie mogą się doczekać pierwszego gwizdka.

Ja też! Trudno się nie ekscytować, jak nie grasz w piłkę trzy miesiące i tylko odliczasz dni do pierwszego meczu... Tęsknię za atmosferą meczów, śpiewem kibiców. W Niemczech czy Szwajcarii nie mieliśmy tak długiej przerwy, ale z drugiej strony, im dłuższa przerwa, tym większy głód meczów. Jasne, gramy co tydzień sparingi, ale to jednak nie to samo.

Trenerzy powtarzają, że dla nich sparing to często jednostka treningowa. Jak Ty podchodzisz do meczów testowych, na luzie czy spinasz się, bo wiesz, że to forma rywalizacji o pierwszy skład?

Dla mnie sparingi są bardzo ważne. Poszukuję w nich rytmu, formy meczowej. Nie bez powodu nazywamy je meczami testowymi. W sparingach można sprawdzić aktualne przygotowanie, ocenić nad czym trzeba jeszcze popracować. Nie wyobrażam sobie, żebym wyszedł na sparing i nie był skoncentrowany w 100%. Jak grasz na zbyt dużym luzie to zwiększasz ryzyko kontuzji i błędów.

Jak daleko jesteś od optymalnej formy?

Krok po kroku coraz bliżej. Za nami już pięć meczów, ale nie gramy w nich dłużej niż 45 minut, dlatego ta optymalna forma powinna dopiero przyjść. Chciałbym nawet w sparingach grać nieco dłużej, ale doskonale rozumiem, że trenerzy muszą dać szansę każdemu zawodnikowi. Mamy szeroką kadrę i na każdej pozycji jest rywalizacja o miejsce w składzie.

Szatnia Arki bardzo dobrze Cię przyjęła. To zasługa tego, że tak dobrze komunikujesz się po polsku?

Myślę, że to mi bardzo pomogło. To ważne, żeby przynajmniej rozumieć, a najlepiej też mówić w języku, którym posługują się miejscowi. Zawsze byłem otwarty wobec ludzi, lubię śmiać się, żartować i to chyba też ułatwiło mi wejście do zespołu. Nie wyobrażam sobie, żebym siedział w kącie i żył w swoim świecie.

Masz chyba spory talent do języków. To naprawdę imponujące, że tak szybko nauczyłeś się języka polskiego.

Hmm... Tak, myślę, że mam talent do nauki języków. Matematyka była moją zmorą w szkole, ale języka niemieckiego czy angielskiego nauczyłem się bardzo szybko (w domu Yannicka rodzice mówili po francusku – red.). Po przyjeździe do Polski od razu zapisałem się na indywidualne lekcje, miałem zajęcia 2-3 razy w tygodniu. Lubię poznawać nowe słowa, zwroty, to duża satysfakcja, gdy się uczysz, a potem idziesz do sklepu, restauracji i nie potrzebujesz pomocy.

Piłkarskie żarty też już rozumiesz?

Tak, chociaż na początku w Miedzi Legnica nie rozumiałem czy koledzy śmieją się ze mnie czy opowiadają dowcip (śmiech). To było dziwne, ale szybko podłapałem podstawy i z każdym tygodniem rozumiałem coraz więcej. W mojej ocenie, znajomość języka to nie tylko budowanie relacji w szatni, ale przede wszystkim na boisku pomiędzy zawodnikami. Chcę współtworzyć atmosferę w szatni, ale też kolektyw na boisku. Bez sprawnego porozumiewania się byłoby o to dużo trudniej.

Wspomniałeś o atmosferze. W opinii kibiców Arki, nie była ona tak dobra od wielu lat.

Nie wiem jak było wcześniej, ale teraz faktycznie jest doskonała. Uważam, że w szatni jest dobry balans pomiędzy doświadczonymi zawodnikami a młodzieżą. Proporcje są rozłożone równomiernie. To pierwsze na co zwróciłem uwagę po przyjeździe do Gdyni, ale chyba bardzo ważne.

Nie boisz się, że obok Ciebie w szatni siedzi zbyt wielu zawodników, którzy będą rozczarowani, gdy usiądą na ławce też podczas meczu?

Nie, zdecydowanie nie. Futbol to nasz zawód, ale przede wszystkim pasja. Kocham ten sport, gram w piłkę od dziecka i nauczyłem się szanować kolegów z boiska. Dzięki tym gościom jestem z dnia na dzień coraz lepszy. Do każdego mam duży szacunek. Mamy swój cel i tylko jako drużyna możemy go osiągnąć. Nie ma tu miejsca na zazdrość czy obrażanie się.

Do Arki przyszedłeś z Miedzi, gdzie zdaniem wielu ekspertów te proporcje, o których wspomniałeś, były zaburzone. Wielu zawodników było już mocno zaawansowanych wiekowo.

Nie chciałbym wracać do Miedzi. To klub, który wiele mi dał, ale to już zamknięty temat. Nauczyłem się tam naprawdę dużo, wyciągnąłem kilka wniosków. Mogę podziękować działaczom Miedzi za szansę i życzyć powodzenia.

Za dwa tygodnie otwierasz kolejny rozdział. Z Arką podpisałeś tylko półroczny kontrakt.

Mamy określony cel i bardzo chciałbym zostać w Gdyni, jeśli awansujemy, w co bardzo wierzę. Na razie jednak nie myślę o tym, co będzie w czerwcu. Liczy się najbliższy trening i mecz. Skończyłem w styczniu 26 lat i mam już trochę doświadczenia. Kiedy przychodziłem do Bayernu, cały czas myślałem o tym, gdzie będę za rok czy dwa lata i to było bardzo złe podejście.

W jednym z wywiadów wspomniałeś, że żałujesz tego jak trenowałeś w Bayernie.

Tak, poświęcałem wtedy zbyt mało czasu na trening, za rzadko zaglądałem na przykład do siłowni. Nadal uważam oczywiście, że jestem młody (śmiech), ale wiesz jak jest, z każdym rokiem masz coraz więcej przemyśleń i obserwacji. Staram się wyciągać wnioski z sukcesów i porażek. Dziś trenuję dużo więcej, bo wiem, że tego potrzebuje mój organizm.

Kilku kolegów z Bayernu możesz oglądać we wtorki i środy wieczorem. Co decyduje o tym, że jeden utalentowany zawodnik idzie tak wysoko, a inny przepada? Talent, szczęście?

3 lata temu pewnie powiedziałbym Ci, że szczęście. Ale nie, to nie ma nic wspólnego ze szczęściem. Ciężka praca, poświęcenie i twoje życiowe wybory. I dyscyplina. Samym talentem nikt nie zaszedł do Realu Madryt czy Bayernu Monachium.

Polscy piłkarze często, gdy wracają po nieudanych wojażach, zwalają winę na trenera.

Nigdy tak nie powiem, to zwykły, przepraszam za słowo, „bullshit”. Jasne, nie każdy przypadek jest taki sam, ale zawsze trzeba spojrzeć najpierw na siebie. Czy trenowałeś wystarczająco ciężko, czy dałeś drużynie tyle, ile mogłeś? Trenerzy mają różne koncepcje, trener Tarasiewicz też przecież nie zawsze na mnie stawiał, ale nie powiem na niego złego słowa.

Dokonałeś dużo złych wyborów?

Bardzo dużo. Gdy przychodziłem do Bayernu, nie byłem taki jak dzisiaj. Byłem arogancki, myślałem, że wszystko przyjdzie samo, za szybko poczułem się, jak to się u Was mówi - "panem piłkarzem". Zapomniałem, że muszę każdego dnia pracować na swoją pozycję. Toni Kroos czy Thomas Mueller byli wówczas silniejsi mentalnie, umieli od samego początku poświęcić się futbolowi, ale kilku innych kolegów z Bayernu gra dziś już tylko amatorsko. Był u nas w Bayernie takie świetnie zapowiadający się lewy obrońca...

Contento?

Nie, bez przesady, on jest w Bordeaux, to chyba całkiem nieźle (śmiech). Inny lewy obrońca. Ogromny talent, na miarę czołowego piłkarza świata. Niestety, dziś gra tylko w lidze amatorskiej. Dlatego jestem naprawdę wdzięczny, że mogę grać w Arce. To wielki klub, z pięknym stadionem i świetnymi kibicami. Często ktoś mnie pyta: „Yannick, grałeś z Pjaniciem i Kroosem, a dziś grasz w polskiej drugiej lidze?”. Ale Arka to dla mnie naprawdę dobre miejsce do rozwoju. Cieszę się, że tu jestem.

Zostając przy wielkich klubach. Antek Łukasiewicz cieszy się, bo do Arki doszedł kolejny wielki kibic Barcelony. Podobno, jak oglądaliście w Gniewinie mecz Barcy z Valencią, totalnie zwariowałeś.

Hahaha, faktycznie tak było (śmiech). Widziałeś ten mecz? To była czysta piłkarska poezja. Szalony mecz, to i reakcje szalone. Zupełnie zwariowałem, skakałem po pokoju, klęczałem przed telewizorem, chłopaki patrzyli na mnie jak na wariata (śmiech). Uwielbiam od dziecka oglądać ich mecze, to jest filozofia futbolu, która jest mi bliska. Mam nadzieję, że na boisku będzie widać te inspiracje...

Wielkim piłkarzem był również Twój ojciec – uczestnik Mistrzostw Świata w 1974 roku. Dostajesz od niego cały czas wsparcie i porady?

Jak to od ojca... Mogę spodziewać się i porad i krytyki. Ogląda często moje mecze, myślę, że wiosną zaproszę go i rodzeństwo do Gdyni, żeby na własne oczy zobaczyli tę atmosferę (Yannick ma czworo rodzeństwa – red.). Będzie to o tyle łatwiejsze, że w marcu tata przechodzi na emeryturę i będzie miał nieco więcej czasu. Ostatnio byłem w domu na święta i tata cały czas lubi przy stole poopowiadać ciekawe historie z dawnych czasów. Zawsze z dumą słucham o jego osiągnięciach i mam nadzieję, że kiedykolwiek uda mi się do nich zbliżyć.

W Saarbruucken została też Twoja dziewczyna, która tam studiuje. Nie czujesz się w obcym kraju trochę samotny bez nich?

Czuję się w Polsce bardzo dobrze, spotykamy się z kolegami po treningach na obiad czy kawę, a w dzisiejszych czasach to kwestia kilku godzin, żeby się zobaczyć z bliskimi. Są loty bezpośrednie do Hahn pod Frankfurtem, a stamtąd do Saarbruucken jest już bardzo blisko. Na pewno jakbym dostał kiedyś ofertę z Kazachstanu czy Rosji to bym się kilka razy mocno zastanowił, ale tutaj ta odległość nie ma aż tak dużego znaczenia.

Przed Arką najważniejsze pół roku w ostatnich latach. Czego oczekujesz po sobie i zespole?

W Bayernie wpajano nam „winning mentality”. Na każdy mecz wychodziliśmy, żeby wygrać. Gdy usłyszałem jaki cel ma Arka i jak wszyscy są na niego zorientowani, od razu odpowiedziałem: „wchodzę w to”! Nie chcę przez całe życie wspominać tylko, że grałem z Alabą czy Kroosem.

W Polsce mamy takie przysłowie: „historię trzeba znać, ale nie można nią żyć”.

Świetne! Zapamiętam, bo idealnie oddaje moje podejście do życia. Ze wszystkiego co było dobre i złe w naszym życiu trzeba wyciągnąć wnioski, ale tak naprawdę liczy się to, co tu i teraz. A tu i teraz to Arka Gdynia.

Rozmawiał: mazzano