Do meczu z Sandecją Arka przystępowała z potężną wolą odbicia sobie wypaczonego przez sędziego przegranego meczu z Wisłą Kraków. Ryszard Tarasiewicz zapowiadał, że w spotkaniu z nowosądeczanami kibice zobaczą zespół nie tylko skuteczny, ale i grający efektownie. Żółto-niebiescy musieli sobie jednak od pierwszej minuty radzić bez chorych Bartosza Rymaniaka i Huberta Adamczyka. W ich miejsce w podstawowej jedenastce znaleźli się Marcel Ziemann oraz debiutujący Omran Haydary. Dariusz Dudek zaskoczył wyborem ustawienia z piątką obrońców i desygnowaniem do boju Mariusza Gabrycha na szpicy.

Pierwszy celny strzał padł łupem Sandecji, bo już w 2. minucie Nekić główkował w środek bramki po dośrodkowaniu Chmiela z rzutu rożnego, ale Krzepisz nie miał najmniejszych problemów z interwencją. Pięć minut później Żebrowski ograł na lewym skrzydle Kosakiewicza i dynamicznie wpadł w pole karne, jednak po jego zagraniu wzdłuż bramki gościom udało się wyjść z zamieszania obronną ręką, a uderzenie Milewskiego zostało zablokowane. W odpowiedzi ze strony ,,Sączersów" na przedpolu bramki Arki doszło do zamieszania, z którego wyłoniła się minimalna pomyłka Gabrycha. W 11. minucie Ziemann strzelał sprzed pola karnego, a futbolówka po rykoszecie od Nekicia spadła idealnie na głowę Czubakowi, ale napastnik Arki nie zdążył odpowiednio złożyć się do uderzenia i przeniósł ją nad poprzeczką. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze. Trzy minuty później Stępień zagrał kapitalną podciętą piłkę w szesnastkę Sandecji, Czubak znalazł się oko w oko z Pietrzkiewiczem i w bezpośrednim pojedynku nie dał golkiperowi przyjezdnych szans, dając Arce zasłużone prowadzenie. W kolejnych minutach gdynianie nadal dominowali na murawie. Haydary przeprowadził indywidualną akcję kończoną płaskim uderzeniem sprzed pola karnego, ale skierował futbolówkę wprost do rąk Pietrzkiewicza. Chwilę później Afgańczyk krótkim podaniem wyłożył piłkę Żebrowskiemu przed szesnastką, a strzał skrzydłowego żółto-niebieskich w prawy róg bramki Sandecji został końcówkami palców sparowany na korner przez jej bramkarza. W kolejnej akcji jeden z nowosądeczan tragicznym podaniem do swojego golkipera wygenerował zagrożenie pod własną bramką, bo Czubak był blisko przecięcia piłki. Żółto-niebiescy kontynuowali grę, w szesnastce gości dryblował Żebrowski, jednak nie udało mu się sfinalizować akcji strzałem. Zrobił to Milewski sprzed pola karnego i pomylił się minimalnie. Po przeciwnej stronie boiska Krzepisz poradził sobie z próbą Merebaszwilego, Chmiel i Walski nie trafili w światło bramki, a Gabrych został zablokowany. W międzyczasie mocno i niecelnie strzelał Stępień. Do przerwy podopieczni Tarasiewicza prowadzili 1:0.

Druga połowa zaczęła się od prób przedarcia się w pole karne Arki ze strony gości. W 51. minucie Krzepisz udanie interweniował po próbie Walskiego, a strzał Chmiela okazał się niecelny. W odpowiedzi Stępień przeprowadził kapitalną solową akcję na prawym skrzydle, a po jego strzale z niemal zerowego kąta Pietrzkiewicz interweniował nogami. W dalszej fazie spotkania tempo mocno siadło. Przyjezdni nie byli w stanie stworzyć sobie klarownych okazji pod bramką Krzepisza, natomiast piłkarze Tarasiewicza starali się toczyć grę daleko od swojego pola karnego. Im bliżej końcowego gwizdka, tym bardziej opadali jednak z sił. Przez ostatnie 20 minut było już widać oddychanie rękawami. W 83. minucie Gol jeszcze oddał niecelny strzał głową po wrzutce Kuzimskiego, ale to było ostatnie zagrożenie, jakie stworzyli gdynianie. W 90. minucie Kosakiewicz dośrodkowywał z prawej strony, Krzepisz zaliczył pusty przelot, a Marcjanik interweniował tak niefortunnie, że zapakował futbolówkę do własnej bramki. Na trybunach zapanowała konsternacja, bo Sandecja do tej pory nie była w stanie poważnie zagrozić żółto-niebieskim. Po jakimś dupogolu wywieźli jednak z Trójmiasta remis.

W piątkowy wieczór ukarany został minimalizm Ryszarda Tarasiewicza i całej drużyny. Arka rozegrała bardzo dobrą pierwszą połowę, w której jej dominacja nie podlegała jakiejkolwiek dyskusji i już po tych pierwszych 45 minutach powinna prowadzić 3:0. Wynik był jednak znacznie mniej korzystny, a na drugą odsłonę żółto-niebiescy wybiegli z zupełnie innym nastawieniem - zamiast konsekwentnie dążyć do strzelenia kolejnych goli, skupili się przede wszystkim na pilnowaniu rezultatu. I choć ciężko przyczepić się dzisiaj do ambicji gdynian, bo zostawili oni serce na murawie, to w końcówce ewidentnie brakowało im już sił. Winę ponosi tutaj trener, który pozostawał bierny i bardzo długo nie przeprowadzał żadnych zmian. W tej lidze, jeżeli nie prowadzi się minimum dwiema bramkami, a nastawia na obronę, to w 90% przypadków cały scenariusz kończy się utratą gola. Gdynianie stracili punkty w sposób frajerski. O ile brak pełnej puli w starciu z Zagłębiem Sosnowiec można było sobie wytłumaczyć brakiem skuteczności, a porażkę w Krakowie - wypaczeniem wyniku przez Jarosława Przybyła, to dzisiaj usprawiedliwień ciężko już szukać. Arkowcy mieli obowiązek zainkasować trzy punkty, a tego nie zrobili. Czołówka tabeli zaczyna uciekać i teraz trzeba seryjnie wygrywać, by nie stracić dystansu do strefy bezpośredniego awansu. Doceniamy ambicję zawodników, ale limit błędów został dzisiaj wyczerpany. W środę o 18:00 Arka zmierzy się na wyjeździe z Resovią Rzeszów. Obowiązkowo musi zwyciężyć.


Arka Gdynia - Sandecja Nowy Sącz 1:1

Bramki: Czubak 14' - Marcjanik 90' (s)

Arka: Krzepisz - Stolc, Marcjanik, Dobrotka, Ziemann - Stępień (86' Tomal), Milewski (90' da Silva), Gol, Haydary, Żebrowski (74' Kuzimski) - Czubak.

Sandecja: Pietrzkiewicz - Kosakiewicz, Nekić, Szufryn (64' Boczek), Słaby, Nawotka (46' Toporkiewicz) - Merebaszwili (63' Lusiusz), Walski, Maślanka (76' Wróbel), Chmiel (87' Gach) - Gabrych.

Żółte kartki: Gol - Słaby, Szufryn, Walski, Toporkiewicz, Wróbel.

Sędzia: Radosław Trochimiuk (Przasnysz).

Frekwencja: 4981.