Arkowcy bardzo mocno weszli w mecz. W 4. minucie Hiszpański dośrodkował piłkę w pole karne, Danch odegrał na linię szesnastki do Alemana, a Ekwadorczyk oddał natychmiastowy strzał lewą nogą, który przeleciał tuż obok słupka bramki Malarza. Gdynianie napędzali się z każdą minutą, niecelnie uderzali Żebrowski i Deja. W 24. minucie Letniowski idealnie dośrodkował z rzutu rożnego na głowę Żebrowskiego, a próba tego ostatniego poszybowała minimalnie nad poprzeczką. Cztery minuty później odpowiedzieli łodzianie - świetnie na lewej stronie spisał się Klimczak, podał do Trąbki, a środkowy pomocnik idealnie obsłużył Ricardinho, który wyrósł sam przed Kajzerem, natomiast golkiper żółto-niebieskich znakomicie odbił futbolówkę nogą. W 36. minucie Rosołek strzelał głową po centrze Letniowskiego z rzutu wolnego, a Malarz samymi końcówkami palców sparował piłkę na korner. W pierwszej połowie Arka miała wręcz miażdżącą przewagę, stworzyła sobie znacznie więcej sytuacji bramkowych od przyjezdnych, ale do przerwy na tablicy wyników mieliśmy 0:0.

Drugą część spotkania lepiej rozpoczął ŁKS. W 54. minucie Rozwandowicz strzelał płasko z rzutu wolnego z 35 m, ale Kajzer był czujny i udanie interweniował. Dziewięć minut później Ricardinho znalazł się w szesnastce Arki i mimo bycia otoczonym przez obrońców, zdołał uderzyć w kierunku bliższego słupka, jednak po raz kolejny dobrze spisał się bramkarz żółto-niebieskich. W następnej akcji łodzianie wyszli na prowadzenie. Dominguez znalazł przed szesnastką gdynian zupełnie samego Pirulo, Hiszpan spokojnie przyjął piłkę, ustawił sobie ją do strzału, po czym huknął lewą nogą po długim rogu, a zasłonięty Kajzer tym razem nie zdążył do piłki i zrobiło się 1:0 dla ŁKS-u. Odpowiedź Arkowców mogła być natychmiastowa - Hiszpański dorzucił futbolówkę w pole karne z prawego skrzydła, a Danch celnie główkował, ale Malarz złapał piłkę. Podopieczni Marca nie rezygnowali. Po centrze Rosołka Aleman strzelał głową nad bramką. Deja dwukrotnie próbował zaskoczyć golkipera gości z rzutów wolnych, jednak Malarz radził sobie z jego uderzeniami. W 90. minucie Aleman świetnie uruchomił wbiegającego w szesnastkę łodzian Rosołka, 19-latek oddał błyskawiczny strzał w krótki róg, ale po raz kolejny zwycięsko z tego pojedynku wyszedł 40-letni bramkarz. Do końca meczu piłkarze Marca razili nieskutecznością i nie zdołali już odwrócić losów rywalizacji.

Arka oddała na bramkę ŁKS-u 27 strzałów. Miała 35 stałych fragmentów gry. Goście w pierwszej połowie praktycznie nie istnieli. W drugiej doszli do głosu, ale po strzeleniu gola znów przeszli na pozycje defensywne, a żółto-niebiescy bili głową w mur. Gdynianie z przebiegu meczu byli drużyną posiadającą zdecydowaną przewagę, a mimo tego nie udało im się doprowadzić choćby do dogrywki. ŁKS wygrał w Gdyni po raz pierwszy w historii i jeśli chodzi o rywalizację tych dwóch zespołów, uczynił to w najważniejszym momencie ostatnich lat. To się nie mieści w głowie. Oczywiście - to jest piłka, niewykorzystane sytuacje lubią się mścić i na koniec liczy się wyłącznie to, co w sieci. Jednak trudno nie mieć pretensji do trenera Marca, który kompletnie nie reagował na wydarzenia boiskowe. O ile w pierwszej połowie Arkowcom brakowało jedynie skuteczności, o tyle w drugiej drużyna potrzebowała impulsu, świeżego tchnienia, wejścia na wyższy poziom energetyczności, być może zmian w taktyce. To wszystko powinno pójść z ławki. Nie poszło nic. Nie podjęto próby zmiany niekorzystnego obrazu gry. Finał baraży odjeżdżał z minuty na minutę, a Marzec tylko się przyglądał. Pierwszą roszadę szkoleniowiec przeprowadził w 76. minucie i nie była to roszada poważna, bo choćbyśmy byli przypiekani na wolnym ogniu, nie nazwiemy tak wpuszczenia na boisko Artura Siemaszki. Artura Siemaszki - gościa legitymującego się bilansem ZERO goli i ZERO asyst, który przez cały sezon otrzymywał regularne szanse na grę mimo żenującej postawy na murawie. Z kolei Marcus da Silva pojawił się na boisku dopiero w 90. minucie. Brazylijczyk nie zawsze błyszczy formą, ale gwarantuje siłę mentalną, odporność psychiczną i cechy wolicjonalne, a właśnie te elementy często mają decydujące znaczenie w meczach o wszystko. Nic nie broni tych decyzji personalnych. Nic. Trener Dariusz Marzec od początku swojego pobytu w Gdyni mówił głośno o tym, że interesuje go tylko awans. Zapowiedzi były niezwykle odważne. Teraz musi więc nadejść czas rozliczeń. Spotkanie z ŁKS-em boli o tyle, że łodzianie byli spokojnie do ogrania. Zabrakło detali. Fakty są jednak takie, że Arka skończyła sezon 2020/2021 na 4. miejscu w tabeli I ligi, a kolejne rozgrywki także spędzi na zapleczu Ekstraklasy. Mimo smutnego finiszu sezonu, jesteśmy jednak - jak zawsze - dumni ze swojej żółto-niebieskiej tożsamości. Dziękujemy piłkarzom za walkę w całym roku. Nie szumcie wierzby nam z żalu, co serce rwie, nie płacz, Areczko ma, bo w pierwszej lidze nie jest źle!


Arka Gdynia - ŁKS Łódź 0:1

Bramka: Pirulo 64'

Arka: Kajzer - Kasperkiewicz, Marcjanik, Danch - Hiszpański (90' da Silva), Deja, Letniowski, Aleman, Valcarce (76' Siemaszko) - Rosołek, Żebrowski.

ŁKS: Malarz - Dankowski (59' Wolski), Moros Gracia, Marciniak, Klimczak (71' Dąbrowski) - Pirulo (85' Nawotka), Dominguez (86' Tosik), Rozwandowicz (85' Koprowski), Trąbka, Gryszkiewicz - Ricardinho.

Żółte kartki: Letniowski - Pirulo, Wolski.

Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).

Frekwencja: 3462.