I liga w tym momencie sezonu jest jak tykająca bomba zegarowa. Do wybuchu zostało niewiele czasu i wszystkie kluby zainteresowane bezpośrednim awansem do Ekstraklasy mają świadomość, że stawka w ostatnich czterech kolejkach będzie się tasować, ale w momencie, w którym nastąpi eksplozja, nie będzie się dało już nic zmienić i każdy zostanie na miejscu, które wówczas będzie zajmował. Do finiszu rozgrywek pozostały cztery kolejki. Każda z nich będzie jak finał. W niedzielę przed żółto-niebieskimi teoretycznie najłatwiejsze zadanie – ich przeciwnikiem będzie drużyna, która nie prezentuje w tym momencie wielkiej jakości, a jednocześnie o nic już nie gra. Tyle, że swoją wyższość trzeba potwierdzić na boisku z takim samym nastawieniem, jak gdyby gdynianie rozgrywali mecz o życie. W niedzielę o 12:40 Arka podejmuje na Stadionie Miejskim Widzew Łódź.

Prawdopodobnie każdy dorosły człowiek chciałby w swojej pracy mieć taki luz, jaki mają łodzianie w tabeli I ligi. Co prawda musieli się oni już pożegnać z aspiracjami do awansu (zachowują jeszcze matematyczne szanse na baraże, ale są one wyłącznie matematyczne), jakie w kontekście Widzewa były wygłaszane przed sezonem (głównie ze względu na najwyższy budżet w lidze), jednak z drugiej strony – początek rozgrywek przy al. Piłsudskiego był tak fatalny, że co niektórzy bardziej nerwowi kibice RTS-u zaczęli obawiać się o utrzymanie. Tak czy inaczej, po równych trzydziestu seriach gier podopieczni Marcina Broniszewskiego plasują się na 10. miejscu w tabeli, mają prawie równiuteńki bilans 10 zwycięstw, 11 remisów i 9 porażek, ligowy byt oczywiście już dawno klepnięty – motywacja i koncentracja wewnątrz zespołu nie może być w takich warunkach na nieprzerwanie wysokim poziomie, co też widać po wynikach. Widzew gra ostatnio w kratkę – co prawda rundę wiosenną zaczął udanie, od siedmiu spotkań bez porażki (w tym trzech zwycięstw z rzędu), ale kiedy przyszła wyjazdowa klęska 0:3 ze słabym Zagłębiem Sosnowiec, to podcięła ona łodzianom skrzydła. Od tego momentu zanotowali tylko jedną wygraną (i to z GKS-em Bełchatów, którego wiosną leją wszyscy), cztery podziały punktów i trzy porażki. Być może taki obraz rzeczywistości jest przynajmniej w części rezultatem zupełnie niezrozumiałych decyzji działaczy z al. Piłsudskiego. Zwolnienie Enkeleida Dobiego ze stanowiska trenera w momencie, gdy zespołowi szło zupełnie przyzwoicie (zaliczył już co prawda wpadkę w Sosnowcu, ale wciąż utrzymywał się w realnej grze o baraże) wskutek narzekań piłkarzy na styl pracy Albańczyka nie zostanie wpisane do galerii najrozsądniejszych posunięć sezonu 2020/2021. Dobiego zastąpił Marcin Broniszewski, a pierwsze tygodnie pod batutą nowego szkoleniowca upływają na szukaniu optymalnych rozwiązań i nie obfitują specjalnie w punkty – i tak to się powoli żyje w tej Łodzi. Tak naprawdę włodarze RTS-u padają ofiarą swoich własnych ambicji, nieproporcjonalnych do rzeczywistego pejzażu. Rezultaty Widzewa mogą być odbierane jako rozczarowujące tylko wtedy, kiedy nie spojrzy się na jakość kadry czerwono-biało-czerwonych, bo ta w zasadzie odpowiada zajmowanej lokacie w tabeli. Łodzianie dysponują składem solidnym, ale nie rewelacyjnym – zresztą mają trzecią najsłabszą ofensywę w I lidze i narzekają na problemy z kreowaniem sytuacji podbramkowych. Broniszewski zmienił taktykę zespołu z preferowanego przez Dobiego 4-4-2 na modne ostatnio 4-2-3-1. O ile bramkarz Jakub Wrąbel i linia obrony z Łukaszem Kosakiewiczem, Krystianem Nowakiem, Danielem Tanżyną (w Gdyni czeka go pauza za kartki, zastąpi go Michał Grudniewski) oraz Patrykiem Stępińskim spisują się jeszcze bez większych zarzutów, o tyle z przodu jest gorzej. Widzew stara się często grać skrzydłami, na których dysponuje Dominikiem KunemMichaelem Ameyawem, ale kiedy ci zawodnicy mają słabszy dzień, pojawia się problem. Występ tego drugiego przy ul. Olimpijskiej też stoi pod znakiem zapytania – 20-letni lewy pomocnik podpisał w tygodniu kontrakt z Piastem Gliwice, z czego w Łodzi są niespecjalnie zadowoleni, więc być może w ostatnich kolejkach sezonu będzie traktowany na podobnej zasadzie, co Mateusz Młyński w Arce. W środku pola ekipy Broniszewskiego wiele jakości daje Patryk Mucha, któremu towarzyszą Bartłomiej Poczobut (w niedzielę wróci do składu RTS-u po pauzie za kartki) i Marek Hanousek. Zawodzi natomiast Paweł Tomczyk, który jest regularnie wystawiany na ,,dziewiątce”, a strzelił dotychczas tylko jednego gola, za to marnuje multum sytuacji. Nie można jednak łodzian lekceważyć. Kiedy złapią odpowiedni rytm i wejdą na wysokie obroty, są groźni dla każdego zespołu. Nie jest łatwo skruszyć ich dobrze zorganizowaną formację defensywy. Do tego posiadają rezerwowych, którzy mają możliwość wniesienia skoku jakościowego – Mateusza Możdżenia, Merveille Fundambu, Karola Czubaka, Marcina Robaka (siedem bramek w tym sezonie). W I lidze wygrywa jednak zazwyczaj ten, kto jest bardziej zdeterminowany. Liczymy na to, że będzie to Arka – zwłaszcza, że Widzew nie ma już przed sobą świetlanych celów, a jego zwycięstwo w Gdyni wydatnie pomogłoby też lokalnemu rywalowi, ŁKS-owi, a taka świadomość nieszczególnie korzystnie oddziałuje na koncentrację.

Drużyna Dariusza Marca nie może jednak zaprzątać sobie w tym momencie głowy takimi dywagacjami. Żółto-niebiescy mają swoje argumenty, by przeważyć szalę zwycięstwa na swoją stronę. I są to argumenty o tyle mocne, że sprawdzały się w ostatnich tygodniach doskonale. Pięć zwycięstw z rzędu, osiem meczów bez porażki – Arkowcom od końcówki kwietnia idzie w I lidze gładziuteńko. Do tego w sobotę zyskali kolejny czynnik motywacyjny – po porażce GKS-u Tychy z Niecieczą stało się jasne, że w kwestii bezpośredniego awansu znów wszystko leży w nogach piłkarzy Marca i jeśli wygrają cztery ostatnie spotkania, to wrócą do elity. Cały sęk w tym, by nie poczuć się zbyt pewnie. Gdynianie są lepszym zespołem od Widzewa, ale by trzy punkty zostały nad morzem, muszą to udowodnić, angażując do tego celu pokaźny nakład sił. W ostatnich dwóch kolejkach udawało się szybko strzelić gola ustawiającego dalsze losy spotkania i świetnie byłoby uczynić to ponownie, ale trzeba też nastawić się na to, że być może konieczne będzie budowanie akcji ofensywnych długo i z wielką cierpliwością oraz pokorą. Do składu Arki wróci Fabian Hiszpański, który w rywalizacji z Sandecją pauzował za cztery żółte kartki. Zagrożeni taką karencją wciąż są Arkadiusz KasperkiewiczJuliusz Letniowski, a w środę do tego grona dołączył jeszcze Mateusz Żebrowski. Niedzielna potyczka może mieć szczególne znaczenie dla ,,Kaspera”, który urodził się w Łodzi i przez dwa lata miał okazję występować w Widzewie. Byłym piłkarzem RTS-u jest też Rafał Wolsztyński, który w jesiennym pojedynku obu drużyn należał do wyróżniających się zawodników i zanotował ładną asystę przy bramce Żebrowskiego. Kontrakt z Arką w czwartek podpisał Hubert Adamczyk, ale 23-latek będzie do dyspozycji trenera dopiero przy starcie przygotowań do nowego sezonu. My skupiamy się na jeszcze jednej kwestii. W sobotę Robert Lewandowski strzelił swojego 41. gola w jednym sezonie Bundesligi i został samodzielnym rekordzistą pod względem liczby bramek w jednych rozgrywkach niemieckiej ekstraklasy. Mamy nadzieję, że w jego ślady pójdzie w niedzielę Marcus da Silva, któremu brakuje jednego trafienia, by zostać samodzielnym najlepszym strzelcem w historii klubu. Po raz ostatni Arka wygrała z Widzewem w kampanii 2004/2005 – najwyższy czas uczynić to ponownie.

Żółto-niebiescy stoją przed doskonałą szansą na awans na 3. miejsce w ligowej tabeli i otwarcie sobie szeroko bram do raju. Tykająca bomba zegarowa co sekundę przypomina im, że do finiszu rozgrywek zostało bardzo niewiele czasu i nie ma tu miejsca na pomyłkę, ale wydaje się, że mamy tu do czynienia z presją motywującą do działania, a nie rozbijającą. Tak naprawdę gdynianie przez cały czas mogą więcej zyskać niż stracić. Cieszymy się, że w chwilach decydujących o powodzeniu misji piłkarze będą mogli liczyć na porządne wsparcie z trybun. Bilety na mecz z Widzewem rozeszły się jak ciepłe bułeczki i na gdyńskim obiekcie zasiądzie komplet uprawnionych do tego osób. Zróbmy wszystko, żeby swoim dopingiem dodać zawodnikom skrzydeł i pomóc im wyzwolić pokłady energii, o jakie sami by siebie nie podejrzewali. Arkowcy goooooool!